poniedziałek, 19 września 2016

Kopenhaga: Zamki

Dzisiaj kilka słów o kopenhaskich zamkach. 

Rosenborg


Zamek stanowił niegdyś letnią rezydencję podmiejską królów Danii. Wybudowany w XVII w. na zlecenie Chrystiana IV.  Zamek przetrwał nienaruszony wraz z wyposażeniem wnętrz. Obecnie mieści się tam muzeum poświęcone duńskim monarchom z dynastii Oldenburgów. Zamek zrobił na nas bardzo duże wrażenie. Pomimo dużej liczby turystów (nawet w marcu zamek był oblegany), czuć w nim atmosferę z dawnych wieków. Jedno z miejsc, do których warto się udać będąc w Kopenhadze. Żałuję, że z powodu ograniczenia czasowego i pogody nie udało nam się obejrzeć otaczających zamek ogrodów i zorganizować tam pikniku. Myślę, że będziemy mieli jeszcze kiedyś szansę. 


Amalienborg 


Jest oficjalną rezydencją duńskiej rodziny królewskiej. Zespół pałacowy składa się z czterech identycznych rokokowych pałaców zbudowanych wokół ośmiokątnego placu. Na jego środku znajduje się pomnik Fryderyka V, inicjatora budowy.  Na dziedzińcu odbywa się codziennie w południe zmiana warty, która wychodzi z Rosenborg. Przemarsz zajmuje im ok. 30 min. Aby nie nadwyrężać Zosi nóg, wybraliśmy autobus. Muzeum Pałacowe będące podobno jedną z największych atrakcji w Kopenhadze, w naszym odczuciu, niczym szczególnym się nie wyróżnia. Szczerze mówiąc, jedynym plusem wizyty było to, że udało nam się ogrzać. :) 

Christiansborg


Dawny zamek królewski. Obecnie mieści się tam parlament, biura Premiera, Sąd Najwyższy oraz muzea. Niektóre części są wykorzystywane przez duńską rodzinę królewską - pokoje przyjęć, kaplica, stajnie królewskie. W podziemiach można obejrzeć pozostałości po zamku biskupa Absalona i Zamku Kopenhaskim. Ruiny zostały odkryte w czasie budowy aktualnej trzeciej wersji Christianborga. Dwie poprzednie zostały zniszczone niemal całkowicie w wyniku pożarów. Tak się złożyło, że podziemia zwiedzaliśmy sami. Postanowiliśmy wykorzystać okazję i pobawić się w udawanie duchów. Próby wrobienia Zosi w historyjkę o duchach nie powiodły się. Szybko doszła do tego, że jedynym "duchem" jest Tata. Później sama próbowała zrobić tatę w konia. :) 

Po zwiedzaniu podziemi poszliśmy zobaczyć wnętrza zamku. W Christiansborg znajdują się Royal Reception Rooms, w których odbywają się uroczyste bankiety i w których przyjmowani są najznamienitsi goście. Najpiękniejsza naszym zdaniem sala (a w zasadzie korytarz) to The Great Hall, gdzie na ścianach powieszono 17 dywanów, na których wyszyto ponad 1000 letnią historię Dani - od czasów Wikingów, aż do roku 2000. Dywany były prezentem z okazji 50-tych urodzin królowej Małgorzaty II. Inauguracja odbyła się z kolei w jej 60-te urodziny. Wrażenie robi również piękna biblioteka, w której znajduje się 3 kilometry półek wypełnionych książkami. Pałac naprawdę jest wart zobaczenia. Dywany wywarły na mnie takie wrażenie, że bez wahania kupiłam puzzle z ich motywem. A królewski nastrój udzielił nam się do tego stopnia, że Zosia wyszła z tiarą na głowie. :) Żałuję, że nie udało nam się zobaczyć wszystkich dostępnych do zwiedzania pomieszczeń. Co się odwlecze, to nie uciecze. ;)

poniedziałek, 12 września 2016

Kopenhaga: Centrum Designu, Mała Syrenka, Nyhavn

Kolejnym punktem naszej wyprawy było Muzeum Designu. W jakim celu tam się udaliśmy? Oczywiście po inspiracje. :)

Muzeum znajduje się na terenie dawnego szpitala wzniesionego w latach 1752-1757. Budynek w którym się mieści jest uważany za jeden z najcenniejszych zabytków architektonicznych z epoki rokoko w Danii. Muzeum posiada największą w kraju kolekcję duńskiego i międzynarodowego wzornictwa - mebli, lamp, tekstyliów, plakatów, porcelany. Oprócz wystaw stałych, w muzeum organizowane są również wystawy tymczasowe. W trakcie naszego pobytu odbyła się wystawa Learning from Japan - prezentująca wyroby japońskie i inspirowane nimi duńskie odpowiedniki. Muzeum trochę nas rozczarowało, chociaż trudno tak do końca stwierdzić czemu. Zbyt duża liczba eksponatów na małej przestrzeni? Za mało mebli, za dużo tekstyliów? (wyłączając krzesła i fotele, bo ich było zatrzęsienie) Bardzo żałuję, że nie udało nam się zobaczyć wystawy Danish Design Now (klik), która została otwarta kilka dni po naszym wyjeździe. Czuję, że to było to czego oczekiwaliśmy. Niedawno zakończyła się również wystawa wzornictwa tekstylnego Marie Gudme Leth (klik). Jestem pewna, że ona również przypadłaby nam do gustu. A może to była kwestia pogody… Cokolwiek to nie było, przyczyniło się do tego, że po wyjściu czuliśmy pewien niedosyt.

Po wizycie w Muzeum Designu poszliśmy zobaczyć kopenhaską Małą Syrenkę - jeden z najbardziej znanych symboli Kopenhagi. Pomnik przedstawia postać ze słynnej baśni Hansa Christiana Andersena. Której? Nietrudno się domyślić. ;) No cóż, syrenka jak to syrenka.
Aż chciałoby się sparafrazować słynne zdanie i rzec - "Syrenka jaka jest, każdy widzi". My też zobaczyliśmy. A że było bardzo zimno, nie rozwodziliśmy się za bardzo nad jest urodą. Cyknęliśmy kilka zdjęć i nasz turystyczny obowiązek uznaliśmy za spełniony.

Innym obowiązkowym miejscem do zobaczenia podczas wizyty w Kopenhadze jest Nyhavn - Nowy Port. Dla ścisłości - nowy to on tak do końca nie jest, bo został zbudowany w XVII w. Jest za to bardzo urokliwy i na pewno warto wybrać się tam na krótki spacer. Zjedliśmy tam obiad w knajpie serwującej śledzie na kilkanaście sposobów. Pomimo bardzo miłej obsługi (jedna z kelnerek nawet mówiła trochę po polsku), wyszliśmy nie do końca zadowoleni - śledzie, serwowane głównie na słodko, nie przypadły nam do gustu.




poniedziałek, 5 września 2016

Kopenhaga: Den Bla Planet

Długo nas nie było, więc sporo jest do nadrobienia. Możecie mi wierzyć lub nie, ale post ten napisałam jeszcze w marcu. Dlaczego go nie opublikowałam? Sama sobie zadaję to pytanie. Żałuję, że naszych wojaży nie opisywałam "na świeżo". Teraz będziemy musieli się zadowolić szczątkowymi wspomnieniami. W czasie ostatnich wakacji uświadomiliśmy sobie, że sporo wspomnień nam umyka. Przy przeglądaniu bloga wszystko odżywa. Chociażby dla tego warto pisać. Toteż w kolejnych kilku postach, dla zachowania pamięci, zrobię skrót z naszych ostatnich wyjazdów.

Na początku marca byliśmy na kilkudniowej wycieczce do Danii. Podróż miała inny przebieg niż pierwotnie zakładaliśmy. Najważniejszym celem miała być urodzinowa wyprawa do Legolandu (Zosia 6 marca skończyła 4 lata i jest teraz pełnoprawnym starszakiem :)). Niestety, jak się okazało dzień po kupieniu biletów lotniczych, wszystkie parki rozrywki (dosłownie - wszystkie!) są zamknięte do około 20 marca. Jeśli planujecie wybrać się do Danii, odradzam okres jesienno-zimowy. Chociaż jest jeden plus wyprawy w tym okresie - mało turystów.

Musieliśmy naprędce wymyślić inny plan.

Pierwszym punktem nowego planu była wizyta w Den Bla Planet (Niebieska Planeta) - Narodowym Akwarium Danii, do którego wybraliśmy się bezpośrednio z lotniska. Oceanarium otwarto w marcu 2013 r. Jest to największy tego typu obiekt w północnej Europie. Znajduje się w dzielnicy Kastrup. Dojazd z centrum nieco zajmuje, więc warto rozważyć czy nie lepiej (tak jak my) wybrać się tam od razu z lotniska (3-4 przystanki autobusowe). Za drobną opłatą (10-20 DKK) można wynająć szafkę na bagaż i zostawić walizy na czas zwiedzania.

Co najbardziej nam się spodobało?

Wydry morskie! Cudowne zwierzaki. Mieliśmy szczęście zobaczyć jedną w akcji - rozłupującą o szybę kraba. Przezabawny widok. 

Szklany tunel pod akwarium z rekinami, w którym można na chwilę oderwać się od rzeczywistości. Małym utrudnieniem w rozkoszowaniu się podwodnym światem może okazać się stękające i marudzące dziecko. ;)

Zosi bardzo spodobała się możliwość włożenia rąk do akwarium, w którym można było pogłaskać rybki i gąbki. A nawet złapać jajo rekina!

Sporo zabawy mieliśmy w korytarzu z wyświetlanym na ścianie planktonem, który reagował na ruch. Tata zrobił kilka rundek z Zosią na barana, żeby rozgonić całe towarzystwo.

Godne polecenie jest jedzenie w restauracji. Ceny są dość wysokie, ale wszystko jest bardzo smaczne i porządnie podane. Najbardziej urzekła nas woda w kartonie. 

Przyznam, że wyprawa do oceanarium się udała, ale czuliśmy lekki niedosyt. Jeśli nie byliście nigdy w tego typu miejscu, szczerze polecamy. Jednak nie ujmując nic kopenhaskiemu oceanarium, to paryskie (klik) podobało nam się bardziej - było bardziej tajemnicze i klimatyczne. 



wtorek, 1 marca 2016

Praca plastyczna: Dinozaur

Prosta praca plastyczna dla małych wielbicieli dinozaurów.

Potrzebne materiały: 
- duże zielone koło (u nas o średnicy 20 cm)
- małe kolorowe kółka (u nas o średnicy 2 cm; liczba i kolor według uznania)
- zielony "głowoszyjny" kształt i ogon
- dwa ruchome oczka
- coś do rysowania
- dwa drewniane spinacze (lub jak kto woli klamerki ;))
- klej

Składamy duże koło na pół. Do środka wklejamy "głowoszyję", ogon i zaklejamy. Po bokach przyklejamy kolorowe kółka (przy okazji można powtórzyć nazwy kolorów :)) Na głowie doklejamy oczka i dorysowujemy buzię. Na koniec doczepiamy nogi (łapy?) ze spinaczy. Dinozaur gotowy do zabawy.





wtorek, 2 lutego 2016

Czytanie z księżniczkami

Fascynacja księżniczkami trwa już u Zosi od dłuższego czasu. Najpierw przejawiała bezgraniczne uwielbienie dla Kopciuszka ("Sindałeli"). Później w jej życiu pojawiła się Dżasmina (głównie ze względu na jej ukochanego Aladyna). W przedszkolu została zarażona Anną i Elsą. Po pewnym czasie do tego zacnego grona dołączyła Aurora ze względu na różową suknię. Reszta księżniczek też od biedy może być, ale tych kilka zdecydowanie przoduje w wyścigu ulubienic.

Jeśli macie w domu wielbicielkę księżniczek, może skorzystacie z naszego sposobu na ćwiczenie czytania. Potrzebne Wam będą: kolorowanki z księżniczkami, lista wyrazów do nauki/utrwalenia, kredki, nożyczki, klej. Zaczynamy od pokolorowania księżniczek. Następnie wycinamy wyrazy, czytamy i ozdabiamy nimi suknie. Można zastosować różne wersje ćwiczenia w zależności od potrzeb. Na zdjęciach wyrazy trzy- i czteroliterowe. Dzisiaj na Kopciuszku ćwiczyłyśmy wyrazy związane z bajką (północ, pantofelek, bal, kareta) i na Olafie wyrazy związane z zimą (śnieg, lód, bałwan). Zadanie możecie dowolnie modyfikować. Zamiast księżniczek można wykorzystać kolorowanki z rzeczami, które interesują Wasze dziecko - samochody, dinozaury itp. Miłej zabawy!



poniedziałek, 18 stycznia 2016

Kubuś i Przyjaciele. Opowieści o przyjaźni.

Z okazji dzisiejszego święta Kubusia Puchatka prezentujemy dwie książki (a w zasadzie księgi) wydawnictwa Egmont, których głównym bohaterem jest nie kto innych tylko Kubuś Puchatek - "Kubuś i Przyjaciele. Wielka księga opowieści" oraz "Kubuś i Przyjaciele. Nowa wielka księga opowieści". Tak naprawdę są to zbiory opowiadań, które zostały wydane w ramach serii "Opowieści o przyjaźni". 

Pierwsza część trafiła do nas zupełnie przez przypadek dwa lata temu. Wybierając się na wakacje do Polski, nie wzięliśmy ze sobą nic do czytania przed snem. Zrobiliśmy to z rozmysłem, bo wiedziałam, że jak wejdę do księgarni to wsiąknę i wyniosę z niej stos książek. I wyniosłam. 8 książek w jednej. Mowa o pierwszej części "Wielkiej księgi opowieści". Niedługo później z radością dokupiłam część drugą.

O bohaterach Stumilowego Lasu rozpisywać się nie będę, bo każdy z nas doskonale ich zna. Napiszę natomiast dlaczego książki nam się spodobały. 

Co pierwsze rzuca się w oczy, to bardzo przyjemne dla oka ilustracje, a na nich Kubuś z naszych lat dziecięcych. Nie ten dziwny, przypominający Kubusia trójwymiarowy stwór. ;) Przypadła mi do gustu duża czcionka, nad którą nie trzeba ślęczeć z lupą. Dzięki czcionce i małej ilości tekstu na stronie jest to dobra pozycja dla dzieci, które ćwiczą czytanie.

Opowieści napisane są prostym i zrozumiałym dla małego dziecka językiem. Przygody bohaterów są bezpośrednio zaczerpnięte z życia i uczą jak postępować w różnych sytuacjach oraz jak nasze zachowania mogą wpływać na uczucia innych. Opowiadania niosą ważne przesłania, z których najważniejsze jest to, że prawdziwa przyjaźń jest czymś bardzo ważnym i niezależnie od różnych przeciwności zawsze przetrwa. Opowiadania mogą być dobrym wstępem do rozmów o trudnych sytuacjach, z jakimi będzie musiał się prędzej czy później zmierzyć nasz malec. 

Jeśli chcecie zarazić swoje Dzieci miłością do Misia o Małym Rozumku i jego Przyjaciół, polecam odłożyć tymczasowo na bok "Kubusia Puchatka" i "Chatkę Puchatka" Milne'a, które dla małych czytelników mogą się okazać za trudne i "nudne" (ach te obrazki) i sięgnąć po te tytuły. Ostrzegam tylko, że misie-patysie i bryki-strumyki mogą już na baaaardzo długo zagościć w Waszych domach. A czytanie dwudziesty raz pod rząd tej samej historii może się okazać odrobinę… nużące (tylko dla rodzica). 

czwartek, 14 stycznia 2016

Różowa wieża i brązowe schody 2D

Różowa wieża i brązowe schody należą do jednych z najbardziej rozpoznawalnych materiałów sensorycznych w pedagogice Montessori.

Różowa wieża to zestaw 10 różowych sześcianów różnej wielkości. Bok każdego kolejnego zwiększa się w stosunku do poprzedniego o 1 cm. Najkrótszy bok wynosi 1 cm, a najdłuższy 10 cm. Materiał służy do rozwijania takich umiejętności jak: porównywanie wielkości, tworzenia sekwencji według wielkości, naukę pojęć: duży - większy - największy, mały - mniejszy - najmniejszy, mniejszy/większy niż… . Szczegółowy opis po angielsku znajdziecie tutaj.



Brązowe schody to zestaw 10 prostopadłościanów o jednakowej długości, ale różnej szerokości, wysokości. Długość szerokości i wysokości wzrasta systematycznie o 1 cm. Najmniejszy schodek ma wymiary 1 cm x 1 cm x 20 cm, największy 10 cm x 10 cm x 20 cm. Materiał służy rozwijaniu umiejętności rozróżniania szerokości i wysokości oraz wprowadzeniu pojęć: gruby - grubszy -najgrubszy, cienki - cieńszy - najcieńszy. Szczegółowy opis po angielsku znajdziecie tutaj.


Kiedy Zosia była mała, długo zastanawiałam się nad zakupem tych materiałów. Doszłam jednak do wniosku, że nie są niezbędne. Do nauki pojęć mały-duży itd.
można przecież wykorzystać różne inne przedmioty. Większość dzieci nie ma problemu z określeniem, który kawałek ciasta jest największy. ;) Również określeń gruby- cienki można nauczyć wykorzystując inne przedmioty, chociażby książki. W warunkach domowych można spokojnie obejść się bez tych dwóch materiałów. Skąd więc ten post?

Proponuję Wam pomoc, która wykorzystuje koncepcję różowej wieży i brązowych schodów. Bardziej przypomina jednak łamigłówkę w stylu tangramu. 

Potrzebne materiały:
- różowa i brązowa pianka
- nożyczki
- linijka
- ołówek
- drukarka
- pliki z kartami do pobrania z tej i tej strony

Jak zrobić?
Z różowej pianki wycinamy 10 kwadratów, których boki zwiększają się o 1 cm począwszy od 1 cm, aż do 10 cm. Z brązowej pianki wycinamy prostokąty o długości 20 cm a wysokości od 1 cm do 10 cm. Drukujemy pliki z kartami z linków powyżej. Laminujemy i wycinamy. 

Jak się bawić? 
Podstawową zabawą jest oczywiście odwzorowywanie układów z kart. Używamy przy tym takich określeń jak: bok, wysokość, wierzchołek kwadratu/prostokąta, duży-większy-największy/mały-mniejszy-najmniejszy. 

Inne propozycje:
- układanie kwadratów/prostokątów od największego do najmniejszego
- układanie piramidy lub schodów
- uzupełnianie sekwencji pierwszym, środkowym lub ostatnim elementem
- obrysowywanie kwadratów/prostokątów i zamalowywanie lub wycinanie powstałych wzorów
- dopasowanie elementów według wielkości do wcześniej wykonanych obrysów