poniedziałek, 11 maja 2015

Mała ogrodniczka

Na wstępie tłumaczymy się z dłuuugiej nieobecności. PRZEPROWADZKA! Więcej mogłabym nie dodawać, ale dodam…  ;) Wielkanoc, zjazd Mamy, urodziny Taty, przyjazd babci Zosi, brak internetu przez prawie dwa tygodnie. To ostatnie okazało się być dość bolesnym, ale bardzo oczyszczającym doświadczeniem.

Urządzanie się trwa. Postanowiliśmy zacząć od balkonu. Na nim spędzamy chyba najwięcej czasu. Może poza Zosią, która okupuje swój nowy pokój. Nie da się jej teraz wieczorem zagonić do łóżka. Zamyka drzwi, zapala sobie światło i urzęduje na włościach. 

Wracając do tarasu. W środę lecimy do Polski. Ponieważ chcielibyśmy się cieszyć naszymi nowymi kwiatkami trochę dłużej niż było nam to do tej pory dane, musieliśmy je przesadzić do większych donic i stworzyć sznurkowy system nawadniania. Zapewne po naszym powrocie nie będą tak urodziwe, ale jest szansa, że przynajmniej przetrwają i będzie się je dało odratować. Jeżeli ktoś z Was zna sprawdzone sposoby na nawadnianie roślin podczas 2-tygodniowej nieobecności - dajcie znać!

Zabrałyśmy się z Zosią do przesadzania. Zosia przyniosła swoje narzędzia i ochoczo zabrała się do pracy. Musiałam wyrywać jej z rąk doniczki z kwiatkami, bo twierdziła, że sama umie je z nich wyjąć. Ponieważ roślinki jak powszechnie wiadomo potrzebują korzeni, wybiłam Zosi z głowy pomysł samodzielnego przesadzania. Po krótkiej acz burzliwej dyskusji, doszłyśmy do konsensusu. Zosia wsypuje ziemię, Mama przekłada kwiatki, Zosia podlewa. Tak też zrobiłyśmy.