piątek, 25 lipca 2014

Chcę się pochwalić...

Chwalimy się i zachęcamy, żebyście też się pochwalili. Na stronie czytanieglobalne.edu.pl do końca lipca trwa Konkurs Letni, w którym zadaniem jest pochwalenie się Waszym czytaniem globalnym: zabawą, efektami, czymkolwiek, co przyjdzie Wam do głowy. Zachęcam, abyście pochwalili się również w komentarzu pod tym postem. Czasu, co prawda, zostało niewiele, ale dla chcącego nic trudnego. Warto to zrobić nie tylko dla nagród, ale po to żeby inni rodzice zobaczyli, jak dużo dobrego przynosi czytanie globalne.

My się chwalimy głównie postępami. Możecie obejrzeć je na filmiku. Przy okazji, chcę Was zachęcić do zrobienia pudełeczka z przerobionymi wyrazami. Dziecko ma pod ręką wszystkie wyrazy, które potrafi przeczytać. Może je powtarzać w każdej chwili samo, z rówieśnikiem lub dorosłym. Możliwości zabaw z takim pudełeczkiem jest mnóstwo. Nam służy głównie ostatnio do budowania krótkich zdań i porównywania wyrazów np. "oko-okno", "auto-Pluto".



niedziela, 13 lipca 2014

Arbuz

Sezon na arbuzy w pełni. Postanowiłam skorzystać z możliwości pracy na "żywym" eksponacie i przeprowadzić z Zosią krótką lekcję o arbuzie.

Przygotowałam Zosi karty z częściami arbuza. Pierwszy raz robiłam sama grafikę, więc proszę o wyrozumiałość. :) (karty dostępne tu) Omawiałyśmy karty i pokazywałyśmy części arbuza na żywym owocu. Później łączyłyśmy karty z wykrojonymi częściami.



Przy tego typu lekcji nie wypada nie spróbować obiektu badań. Wcześniej trzeba go jednak przygotować do konsumpcji. Zosia dzielnie kroiła arbuza na kawałki plastikowym nożem.



Resztki Mama zmiksowała i poprosiła Zosię o przelanie do pojemniczków na lody. Po zamrożeniu okazało się, że lody arbuzowe to nie jest to co Zosia lubi najbardziej. ;)


Później przyszła kolej na prace plastyczne. Twórczość własna Zosi, czyli "Duzi arbuź i mały arbuź" oraz arbuz z papierowego talerzyka.


I na koniec odrobina matematyki. Najpierw ulepiłyśmy małe arbuzy z ciastoliny. Następnie Zosia miała za zadanie umieścić w arbuzie tyle pestek, ile wskazywała cyfra na kartoniku. (wykorzystałam drewniane czarne punkty z tego kompletu). Wydziubywanie punktów też okazało się wymagającym zadaniem.

wtorek, 8 lipca 2014

Nacéo

Kiedy mam napisać o tego typu książce, mam w głowie pustkę. Bo co tu pisać. Tu trzeba patrzeć i podziwiać. Pomysł, prostotę, dokładność, piękne wykonanie. Nacéo, czyli Océan - stworzona przez duet Francesco Pittau & Bernadette Gervais wydana przez wydawnictwo Les Grandes Personnes.

W serii ukazały się również: Dinozaury, Ptaki i Zwierzęta. Na pewno wszystkie znajdą się u nas w domu. Będziemy musieli pomyśleć o powiększeniu półek, bo książki są tak duże, że na żadną się nie mieszczą. Wiem, że znowu książka po francusku, ale tym razem napisy można bez problemu zakleić polskimi, angielskimi lub jakimi zapragniecie. ;) (angielskimi zaklejać nie musicie, bo okazało się, że seria jest również wydana po angielsku :))

Dawno temu wpadła mi w ręce jeszcze jedna książkę tego duetu autorskiego. Również była zachwycająca. Nie mam pojęcia jak to się stało, że jej tutaj nie pokazałam. Obiecuję, że przy najbliższej wizycie w bibliotece spróbuję ją odnaleźć.


sobota, 5 lipca 2014

Porzeczkowy szał

Tata kupił - Zosia wyjadła. O czym mowa? O porzeczkach. Byliśmy pewni, że nie tknie, bo niewiarygodnie kwaśne. Tymczasem zjadła sama prawie całe opakowanie. A było to tak...

Tata kupił porzeczki do urozmaicenia sałatkowego sosu. Mamie zaś zachciało się użyć porzeczek do ćwiczenia na małą motorykę - do skubania porzeczek? (Podejrzewam, że jest jakaś formalna nazwa tej czynności. Ja jej nie znam. ;)) Na początek, żeby sprawdzić czy Zosia wie o czym mowa, poprosiłam, żeby przyniosła kartę do lekcji trójstopniowej z porzeczkami (nowy plik z kartami owocowymi w Do pobrania). Znalazła porzeczki sama... spośród 30-tu kilku kart. Sukces.

Następnie wytłumaczyłam Zosi jak wykonać zadanie. Skubała przez 20 min. Mama rozkoszowała się ciszą i spokojem. Niestety okazało się, że Zosia oprócz obierania miała ochotę na dodatkowe zabawy z porzeczkami. Część, zamiast na talerzyk, trafiła na podłogę, szafki kuchenne, twarz, koszulkę, itp. Kto by się przejmował? Na pewno nie Zosia. Na szczęście Mama postanowiła sprawdzić co się dzieje w kuchni. Inaczej mielibyśmy wszystkie białe szafki w porzeczkowe wzorki.

Mama umyła porzeczki i z przebiegłym uśmiechem zaproponowała degustację. Poszło. Jedna, druga, trzecia. Smakuje? Tak. O nie! Jadła, jadła i za nic w świecie nie chciała się podzielić tym wysoce kwaśnym smakołykiem. Najpierw palcami, później łyżeczką. Wyjadła całą miskę. Mama obeszła się smakiem.

Przyznaję, że w czasie mycia podkradłam kilka. Były pyszne... Były...


wtorek, 1 lipca 2014

Muzealny miszmasz

Kontynuujemy naszą wyprawę po zespole muzeów Musei del cibo. Dzisiaj bardziej kompleksowo - cztery pozostałe.



Muzeum Pomidora i Muzeum Makaronu

Trzeba ich ze świecą szukać. ;) My szukaliśmy z GPS po współrzędnych i wierzcie mi, że łatwo nie było. Dojechaliśmy do jakiegoś starego kompleksu budynków. Dookoła szczere pole. Żadnych tablic, znaków, niczego. Pytamy napotkanych dwóch panów. Nigdy o czymś takim nie słyszeli, ale może tam gdzieś w środku kompleksu coś takiego jest. I było. Trzeba było przejść przez olbrzymi "dziedziniec" (ziemia, kamienie, trawa i chwasty). Wejście do muzeów znajdowało się w najbardziej odległym rogu. Gdyby nie miniaturowy napis w życiu byśmy się nie domyślili, że spotkamy tam żywą duszę, a co dopiero muzeum. Okazało się, że znaleźliśmy od razu dwa. Jedno na parterze, drugie na piętrze. Według nas najbardziej godne zobaczenia. Nowoczesne, przestronne, rewelacyjnie wyposażone. Znajdziecie tam dosłownie wszystko co dotyczy pomidorów i makaronu. Do tego mnóstwo wiedzy. Jedyny warunek - znajomość angielskiego albo włoskiego. :) Na pewno tam wrócimy, bo zabrakło nam czasu, aby wszystko dokładnie przeczytać i obejrzeć. Zdjęć mało, bo Mama wyjątkowo wgłębiała się w treść, a Tata fotografował pół godziny wszystkie rodzaje makaronów i różne różniste przepisy. Barilla zrobiła sobie niezłą reklamę. ;)


Muzeum Salami Felino

Salami przepyszne. Muzeum zwyczajne. Najlepsze w nim jest usytuowanie - w zameczku na wzgórzu. Reszta specjalnie nie zachwyca. Najbardziej rozczarowujący jest brak jakichkolwiek napisów i przewodników po angielsku. Bez znajomości włoskiego nie ma sensu tam się wybierać. Szkoda, bo ma potencjał.


Jest jeszcze nowootwarte Muzeum Wina. Niestety nie było nam go dane zobaczyć, bo gdy dojechaliśmy okazało się, że jest zamknięte na sjestę. Nic straconego. Daleko nie mamy, więc pewnie wybierzemy się na jakiś długi weekend. Przy okazji uzupełnimy zapasy Lambrusco. ;)